Dzwoń: +48 697-688-228

O ALICJI I ZACZAROWANEJ RÓŻDŻCE

21. 04. 21
posted by: Joanna Łabeńska

Alicja uwielbiała jesień. I lato I wiosnę. No i zimę. Każda pora roku miała w sobie coś wyjątkowego. Latem chodziła z mamą na lody na Piotrkowską. Wiosną spacerowała po łódzkich parkach. Zimą siedziały w domu pod ciepłym kocem i oglądały bajki. 

  

O ALICJI I ZACZAROWANEJ RÓŻDŻCE


Alicja uwielbiała jesień. I lato I wiosnę. No i zimę. Każda pora roku miała w sobie coś wyjątkowego. Latem chodziła z mamą na lody na Piotrkowską. Wiosną spacerowała po łódzkich parkach. Zimą siedziały w domu pod ciepłym kocem i oglądały bajki. Alicji w oglądaniu towarzyszył jej ukochany fioletowy miś, który najbardziej lubił "Misia Uszatka", zawsze się śmiał, że to jego daleka rodzina. A jesień był inna od pozostałych pór roku. Była kolorowa. Widok za oknem zmieniał się każdego dnia. W poniedziałek drzewa były jeszcze zielone, w środę już żółte, w piątek pomarańczowe, a w niedzielę prawie bez listków. Alicja lubiła kolorowe szaliki, czapki i kalosze. Kalosze w czasie jesieni były najważniejsze! Trzeba było przecież skakać po kałużach i biegać po liściach. Inaczej się nie liczy. Alicja uważała, że najpiękniejsza jesień jest w parku Poniatowskiego.
W ogóle to chyba było jej ulubione miejsce w Łodzi. Ostatnio poszła z mamą na spacer. Niby wszystko wyglądało, tak jak zawsze, ale park był jakiś inny. Jakby smutny…
Alicja czuła wyraźnie, że coś się dzieje. Usiadła na ławce i rozglądała się dookoła. Do mamy zadzwoniła babcia Ewa. Oznaczało to, że mama będzie zajęta rozmową przez jakiś czas.
– Mamo, mogę iść poszukać kasztanów?
 – No pewnie, tylko nie odchodź za daleko. Pogoda była wprost wspaniała na szukanie kasztanów, było ciepło, słońce świeciło, liście mieniły się kolorami, ale nadal coś było nie tak…
– Psss, pssss – usłyszała Alicja.
– Kto mnie woła?
– To ja! Baśka! Tu jestem, na drzewie! - Alicja zadarła główkę i zobaczyła wiewiórkę, która dumnie siedziała na drzewie i patrzyła na dziewczynkę.
– No co? Nigdy wiewiórki nie widziałaś? Jestem Baśka! Basia. Wiele razy widziałam Cię w parku, jak spacerujesz z mamą. Inne wiewiórki też o Tobie opowiadały. Moja kuzynka Basia i jej sąsiadka Basia czekają na Ciebie prawie codziennie!
– Basia? A nie mylą wam się te imiona?
– Nigdy! Od dawna na wiewiórki mówi się Basia. I jakoś się w tym łapiemy. Poza tym każda z nas wygląda zupełnie inaczej! Na przykład moja koleżanka Basia ma ogon pół centymetra dłuższy! Chwali się tym, odkąd pamiętam! Alicja uśmiechnęła się szeroko. 

II
– Basia, mogę Ci zadać pytanie?
– No pewnie! – Czy coś się stało? W parku jest jakoś tak smutno, jakoś inczej…
– Tak, ale nas wyczułaś… Widzisz, ten park jest jednym z największych w Łodzi, powstał w 1910 roku, 110 lat temu! To bardzo dawno. Wtedy nazywał się Ogród przy Pańskiej, bo nie było jeszcze ulicy Żeromskiego.
– Ojeju! Nie umiem tego sobie nawet wyobrazić! – powiedziała Alicja
– Prawda? To było zupełnie inne miasto. Pracowało tu 1000 kominów! Było głośno i brudno, a nasz park, w centrum miasta miał być ostoją i radością. Od początku parkiem zajmował się ogrodnik, pan Antoni. Dbał tu o wszystko. Moja praprapraprapraprabacia, oczywiście Basia, mi opowiadała, że pan Antoni nie miał łatwej pracy. Na początku, jak tylko park został otwarty, to była tu istna plaga dzikich królików! Były wszędzie! Zjadały to, co pan Antoni, tak pięknie zasadził. Podobno pan Antoni zwołał wtedy te wszystkie króliki w jedno miejsce, obiecał im marchewki w zamian za wyprowadzkę z parku, króliki się zgodziły, a on wtedy szybko postawił duże ogrodzenie, tak żeby nie mogły wrócić.
– Dobry pomysł! – powiedziała Alicja – a wiadomo co z królikami?
– Podobno wyjechały do Niemiec, do Berlina. I do dzisiaj można je spotkać na osiedlach w stolicy, niektórzy mówią, że są tam tak popularne, jak my w Łodzi!
– Ha! A co dalej z panem Antonim? – Dalej to bywało różnie. Widzisz te szerokie aleje w parku? One są tak duże dlatego, żeby mijały się tutaj powozy! W żadnym innym parku nie było czegoś takiego. I na początku było super. Do parku przyjeżdżały eleganckie panie, w kapeluszach i z koronkowymi parasol-kami, machały do znajomych, uśmiechały się do przechodniów. Wszystko się zmieniało wieczorami, kiedy to młodzi chłopcy urządzali tutaj wyścigi powozów! Pan Antoni bał się o zwierzęta i rośliny w parku. Wtedy wzięliśmy sprawy w swoje ręce! Wszystkie Baśki z parku wysypały na drodze orzechy i żołędzie. Chłopaki biegli do powozów i się przewracali jeden za drugim! Ha! Na szczęście skończyło się tylko na kilku siniakach i zadrapaniach. Na szczęście już nie wrócili się ścigać, wybrali inne miejsca.
– I to wszystko się działo w moim parku? – zapytała Alicja
– Tak! A nawet jeszcze więcej! – Niesamowite! Ja tu lubię się bawić, jeździć na rowerze i zbierać kasztany, a tu takie historie! – Mogłabym ta długo opowiadać, ale nie ma czasu. Musisz nam pomóc. Sprawa wygląda następująco… 

III
Mama spojrzała na Alicję, która stała nieopodal i zbierała kasztany. Wyglądała na bardzo zajętą, nie chciała przeszkadzać córce, która grzecznie się bawiła, wróciła więc do rozmowy. Alicja w tym czasie z wypiekami na policzkach słuchała opowieści wiewiórki: – Sprawa wygląda następująco. Jakiś czas temu banda srok znalazła w parku kolorowe pudełko. Jak wiesz, sroki uwielbiają wszystko, co się świeci. Tym razem dorwały pudełko całe oklejone kolorowymi brylancikami, a na nim napis: DLA ALICJI Z ŁODZI, LAT 5. Nikt nie miał wątpliwości, że chodzi o Ciebie! O, tu jest to pudełko. – Baśka pokazała je Alicji.

 Faktycznie było śliczne, mieniło się różnymi kolorami, Alicja je otworzyła, a w środku, na pięknym czerwonym atłasie leżała… czarodziejska różdżka i list. Na szczęście wiewiórka całkiem dobrze czytała: Alicjo, wiemy, że zrobisz z tego dobry użytek. Różdżkę zostawiła Ci Twoja prapraprababcia, miałaś ją dostać w 2020 roku! Zrób z niej dobry użytek. Przyjaciel.
– O jeju! I co teraz? – zapytała Alicja
– No właśnie! Tego nie wie żadna wiewiórka w parku, ani nawet sroka, a one zawsze mają dużo do powiedzenia! Alicja wzięła różdżkę, nie raz widziała w bajkach, jak to działa. Trzymała ją za jeden koniec i powiedziała:
– SZAST, PRAST ORZECHÓW MOC TY MI DASZ! I nagle wszędzie były orzechy! Pod każdym drzewem leżała górka żołędzi, orzechów włoskich, fistaszków i innych pyszności. Mama Alicji była zaskoczona, bo nagle wszędzie pojawiły się wiewiórki, zrobiła nawet kilka zdjęć, bo nigdy czegoś takiego nie widziała!
– Wow! To działa! – zawołała Baśka – ale masz moc! Teraz możesz wszystko! 
– Na to wygląda – powiedziała Alicja – Masz jeszcze jakieś życzenia? Pewnie dostałam tę różdżkę po coś ważnego, póki się nie dowiem, mogę porobić dobre rzeczy!
– Tak! Chciałabym, żeby ludzie nie śmiecili i sprzątali po swoich pieskach! Zwłaszcza na wiosnę zapach w parku i na ulicach nie należy do najpiękniejszych… To dlatego jest tak smutno, o park teraz dba Ante, wnuk pana Antoniego. Dobry człowiek, ale nie może sobie poradzić z tym bałaganem! Załamał się...
–Dobra! Działam! Zaraz będzie czysto! RAZ I DWA – BRUD DO KOSZA TRAFIĆ MA! – zamachała różdżką Alicja. 
Stało się, w parku aż się inaczej oddychało! Na alejach nie było nawet jednego papierka. 
– Dziękuję! Muszę już lecieć, opowiedzieć wszystko innym wiewiórkom! Do zobaczenia!
– Do zobaczenia! Jutro pewnie też tu przyjdę! 

IV
Alicja pobiegła do mamy:
– Mamo, a pójdziemy dzisiaj na lody na Piotrkowską?
 – Córeczko, nie mam czasu. Muszę zrobić obiad, potem odwiedzi nas ciocia Marta!
– Mamo, poczekaj, coś Ci opowiem.
Historia była długa, Alicja streściła mamie, co mówiła wiewiórka i jak wyczarowała orze-chy, że ma różdżkę i teraz może robić dobre rzeczy. A lody na Piotrkowskiej z mamą są przecież super dobre! Mama Alicji patrzyła na nią z szeroko otwartymi oczami i powiedziała:
 – Faktycznie, o prapraprababci mówiono w rodzinie różne rzeczy, ale myślałam, że to taka rodzinna legenda! Pokaż mamie, jak to działa! Alicja się ucieszyła, że mama jej od razu uwierzyła, zawsze dawała jej dużo wsparcia i dzięki temu wierzyła w siebie, a teraz w swoje czarodziejskie moce!
– No to idziemy na lody? – zapytała Alicja? – Idziemy! – ENCE, ENCE CHCE MIEĆ LODY W LEWEJ RĘCE! 

V
I nagle znalazły się na Piotrkowskiej! Mama Alicji nie mogła w to uwierzyć, ale faktycznie w lewej ręce miała lody. Alicja się zaśmiała i fachowym ruchem schowała różdżkę za pas. Dziewczyny był szczęśliwe, siedziały sobie na ławce przy najpiękniejszej łódzkiej ulicy i jadły lody, które wydawały się nie mieć końca! Słońce świeciło, Alicja obserwowała ludzi, każdy się gdzieś spieszył, dużo osób, zamiast się rozglądać dookoła, podziwiać miasto i cieszyć się piękną jesienią, patrzyło w swoje telefony. To smutne, ile rzeczy ich omija…
– RAZ, DWA, TRZY Z TELEFONU WYJDZIESZ TY! I nagle wszyscy pochowali telefony do kieszeni! Ludzie zaczęli się rozglądać, parę osób nawet weszło do księgarni przy Piotrkowskiej 181, która w tym miejscu jest już 30 lat, a dzisiaj niektórzy zauważyli ją po raz pierwszy! Dzięki czarom Alicji łodzianie, jako pierwsi na świecie, zaczęli wyciągać telefony tylko wtedy kiedy było potrzebne, a nie dla zabicia czasu, z nudów. Zaczęli także czytać książki i chodzić na spacery po mieście, bo w końcu zauważyli, jaka Łódź jest piękna.
Alicja nie wiedziała jeszcze wtedy, że jej czary mogą mieć takie długofalowe skutki, myślała, że wszystko dzieje się tu i teraz. Mama coś podejrzewała, bo niejedno już w życiu widziała, ale postanowiła zaufać intuicji 5-letniej córki. Musiała tylko uważać, żeby Alicja za często nie sięgała po magiczną różdżkę.
Dziewczyny poszły na spacer, mijały kamienice, pogłaskały po nosie pana Tuwima,  to nasza łódzka tradycja. Alicja rozglądała się uważnie, ale nie sięgała po magię, w sumie nie wiedziała, czy ma jakiś limit zaklęć? Czy to tak będzie do końca życia, a potem różdżkę przejmą jej dzieci i wnuki? Strach pomyśleć co by się stało, gdyby wpadła ona w niepowołane ręce! Dobrze, że wiewiórka Baśka oddała jej pudełko. Mijając Misia Uszatka, Alicja wpadła na szalony pomysł:
– ŚWIST, ŚWIST MISIU ODEZWIJ SIĘ DZIŚ!
– AAAAA – nad Piotrkowską uniosło się potężne ziewnięcie! – Nareszcie! Tak strasznie mi się chciało ziewnąć! Czy możesz mnie podrapać za klapniętym uszkiem? Inaczej normalnie o-sza-le-je! Oooo! Jak miło! A czemu nagle ja mówię? Co to czary?
– Tak jakby. Ja jestem Alicja, a to moja różdżka, która zaczarowała Cię w gadającego Misia Uszatka!
– He, he, Alicja w krainie czarów! Dziękuję. Mam tyle do opowiedzenia. Uważam, że pieski powinny chodzić tylko na smyczy, a ptaszki nie powinny siadać mi na głowie, za to uwielbiam, jak robi się ze mną zdjęcia. Uważam, że jestem urodzonym modelem. Mógłbym występować w telewizji, ale czekaj, przecież, ja już występowałem, miałem swoją Dobranockę! Ale numer, jak mogłem o tym zapomnieć! Pewnie dlatego, że stoję tu już od 2009 roku! Zjadłbym coś, np. jajecznicę, albo żelki, albo spaghetti. Sam nie wiem. Ale coś bym zjadł. Nie chcę kisielu, ble, kisiel jest o-brzy-dli-wy!
Mama Alicji nie mogła przestać się śmiać! Miś Uszatek zachowywał się jak katarynka! Nie dał nikomu dojść do słowa, gadał i gadał. Alicja wyjęła różdżkę i powiedziała:
– TRU TU TU CHCEMY JEŚĆ, ALE KISIEL ZNIKA GDZIEŚ.
Przed Misiem pojawił się suto zastawiony stół: były oczywiście lody, pomidory, rosół, spaghetti, płatki z mlekiem, żelki, jabłka, borówki, naleśniki, jajecznica, no i miód, bo oczywiście wszystkie misie uwielbiają miodek! Misiowi z radości wyprostowało się klapnięte uszko! Na szczęście tylko na chwilę. Alicja z mamą zostawiła zachwyconego Misia i poszły dalej.
– Niech Misiu się nacieszy towarzystwem łodzian, a my idziemy dalej – powiedziała mama. 

VI
Doszły aż do placu Wolności. Alicja trochę się bała tego miejsca, samochody i tramwaje
były wszędzie. Tata jej opowiadał, że już niedługo będzie tutaj remont, samochody zniknął, pojawi się dużo zieleni, ławki, nawet fontanna. Nie mogła się już doczekać! Ale, ale! Prze-cież…
 – AJAJAJ NIECH NA PLACU BĘDZIE RAJ!
I stało się. Plac Wolności wyglądał wspaniale, wszędzie było dużo zieleni, były ławki, fon-tanna, śpiewały ptaki, samochody zniknęły, tramwaje jeździły wolniej, a mieszkańcy Łodzi stali zachwyceni! Mama Alicji aż się wzruszyła! Wszystko wyglądało, jak… w raju. Była dumna z córki, tak bardzo, że myślała, że z miłości ją rozsadzi od środka! Dla mieszkańców Łodzi ta zmiana to było coś wspaniałego! Ludzie siadali na ławkach, rozmawiali, uśmiechali się do siebie. Plac Wolności wyglądał w końcu tak, jak powinien, przecież to jedno z ważniejszych miejsc w mieście! Mama i córka poszły dalej, bo Alicja miała jeszcze jedno marzenie, które postanowiła spełnić, jak najszybciej. Zawsze chciała, żeby w Łodzi była woda. Podobno w Łodzi jest 20 rzek, ale trudno się jest nimi cieszyć, bo wszystkie płyną pod ziemią, pod ulicami naszego miasta. Rzeki są fajne, ale gdyby tak w Łodzi było…morze! Pomyślcie tylko! Nie ma innego miasta w środku kraju z dostępem do morza. Alicja stanęła na środku Starego Rynku i powiedziała:
 – RACHU CIACHU NIECH TO WSZYSTKO BĘDZIE W PIACHU!
I pyk! Nagle między parkiem Śledzia a Starym Rynkiem pojawiło się morze, nie jakieś wielkie, żaden ocean, czy nawet Bałtyk, z plaży na Starym Rynku bez problemu można było zobaczyć drzewa w parku. W morzu pojawiły się śledzie, nagle nazwa parku nabrała nowego sensu. Park tak naprawdę nazywa się Staromiejski, jednak wszyscy mówimy na niego park Śledzia, bo kiedyś był tam targ rybny, na którym sprzedawano śledzie. Dzisiaj spokojnie możemy mówić, że nazwa pochodzi od śledzi pływających w morzu w centrum miasta, a wszystko dzięki Alicji!
Alicja mogłaby zostać tu bardzo długo, uwielbiała plażę, zabawy w piasku i skakanie przez fale! Mama jej obiecała, że jeszcze nie raz tu wrócimy, ale na razie trzeba zmykać, bo plaża i morze w Łodzi może wywołać niemałe zamieszanie, niech się ludzie przyzwyczają Możecie się tylko domyślać, jak wielka radość zapanowała wśród dzieciaków z Bałut, a o morzu w centrum miasta mówiły wszystkie media na świecie! Była to jedna z największych atrakcji w całej Europie. Jednak najważniejsze jest to, że Stary Rynek znowu był bardzo lubianym miejscem, odwiedzanym chętnie przez wiele osób, Alicja tak to zaczarowała, że miejsca wystarczyło dla każdego! Plaża na rynku była jakby z gumy. No i nikt nie śmiecił, bo dzięki zaklęciu z parku Poniatowskiego wszyscy wrzucali śmieci do koszy. 

VII
Na koniec tego niesamowitego dnia mama i Alicja poszły do Manufaktury.
– Alicja kupię Ci, co chcesz! Zasłużyłaś na nagrodę.
– Ale mamo, poczekaj. Mam jeszcze jeden pomysł!
– CZARY MARY, CZARY MARY DLA KAŻDEGO SĄ DOLARY!
Mama wyciągnęła portfel, po brzegi wypełniony kasą! Każdy w Łodzi dostał nagle potężny zastrzyk gotówki. Ludzie mogli sobie kupić to, o czym zawsze marzyli, niektórzy kupowali wielkie telewizory, inni żelki i czekoladę, jeszcze inni rowery, torebki czy książki. Ktoś kupił pieska, a ktoś inny wielki drapak dla swoich kotków. Inna osoba pieniądze wydała na wakacje marzeń, a jedna pani kupiła sobie buty, a taki chłopak z Zielonej piłkę do koszykówki. Co to się działo! Mama Alicji trochę się przestraszyła, że niektórzy zaczną coś podejrzewać, że znajdą Alicję, Miś Uszatek dużo mówi, może komuś o niej powiedział… Bała się, że Alicja będzie miała dużo pracy, a ma przecież dopiero 5 lat! Na szczęście nic takiego się nie stało, mieszkańcy Łodzi uznali to za prezent od losu. Nikt nie szukał powodów, dla których nagle powstała plaża, plac Wolności wyglądał, jak nowy, a oni byli bogaci. Przyjęli, że tak jest i już. A Alicja jeszcze długie lata robiła dobro, czarowała za pomocą swojej różdżki.
Ale to już zupełnie inna historia!

 

Autor: Justyna Tomaszewska, Just in Lodz
http://justbajka.pl/alicja.html 

Tagi: atrakcje Łodzi, zwiedzanie Łodzi, bajki o Łodzi, Łódź